wtorek, 10 grudnia 2013

Historia Lucasa - Rozdział VI

Do końca ogniska siedziałem cicho. Myślałem o wszystkim i jednocześnie o niczym. Dopiero teraz, po piętnastu latach życia zdałem sobie sprawę kto jest moim prawdziwym ojcem. Jak to możliwe, ze jest nim bóg? Apollo. Z tego co pamiętałem był on bogiem sztuki, muzyki, poezji i innych głupich rzeczy. Niby lubię poezję, ale bez przesady.
Ktoś szturchnął mnie w plecy. Wróciłem na ziemię i rozejrzałem się wokół. Ognisko przestało płonąć. Nie było już nikogo z wyjątkiem mnie i jakiegoś chłopaka o blond włosach. To chyba Will od Apolla, pomyślałem. Był grupowym domku. I skoro jest synem Apolla, to jest także moim bratem... To wszyskto jest jakieś dziwne.
- Wiem, że to wszystko może ci się wydawać dziwaczne, ale to wszystko prawda. Trzeba się z nią pogodzić - powiedział Will. Jestem mu wdzięczny za to, że próbował jakoś podnieść mnie na duchu, ale byłem tak bardzo zagubiony, że nic nie miało najmniejszego sensu.
Oboje podnieśliśmy się z ziemi i ruszyliśmy w stronę domków. Mieszkaliśmy w siódemce. Wcześniej jakoś nie zwróciłem na ten domek większej uwagi. Teraz zauważyłem, że jest cały ze złota. Z zewnątrz wydawał się mały, ale gdy weszliśmy do środka zdziwiłem się, że może się w nim pomieścić tyle osób. Było tam dwanaście łóżek z drewnianymi kuframi na ubrania. Oprócz łóżek w pokoju był też instrumenty. Gitary, flety, harfy, liry i kilka podejrzanych instrumentów, który nazw nie znałem. Kilka łuków i sztalug. Na ścianach były powieszone cudowne obrazy, zgaduję, że namalowane były przez mieszkańców domku.
- Ej wszyscy! - wrzasnął Will. Wszelkie rozmowy ucichły, a oczy ludzi wlepiły się w Will i we mnie. - To jest Lucas Collins, nasz nowy brat. Mam nadzieję, że przyjmiemy go z otwartymi ramionami.
Wszyscy zaczęli mnie witać, przedstawiać się i mówić, że jesteśmy jedną rodziną i na pewno w Obozie mi się spodoba. Razem ze mną była nas dwunastka. Siedmioro chłopców i piątka dziewczyn. Wszyscy w nastoletnim wieku. Każda osoba z wyjątkiem mnie mała blond włosy, ja miałem czarne. Zgaduję, że odziedziczyli je po tacie.
Wszyscy powrócili do swoich zajęć. Will pokazał mi moje łóżko i kazał się rozgościć, bo przecież to teraz mój dom. Podeszła do mnie dziewczyna chyba trzynastoletnia. Mimo że się przedstawiała to nie mogłem przypomnieć sobie jej imienia.
- Jestem Lucy - przedstawiła się jeszcze raz, pewnie dlatego, że zobaczyła wyraz mojej miny. - To jak? Twoja mama wywaliła cię z domu czy sam zwiałeś?
Trochę zirytowało mnie to pytanie. Co ją to obchodziło? Ale odpowiedziałem, szczęśliwy, że mogę się komuś wygadać.
- Ani jedno, ani drugie. Percy przyszedł, a raczej przyleciał po mnie. Nie planowałem tego, nawet nie wiedziałem, że lecimy do Nowego Jorku.
- Skąd jesteś? - spytała bawiąc się swoim blond warkoczem.
- Z Chicago. A ty.
- Mieszkałam kiedyś na Florydzie, ale uciekłam z domu. Nienawidziłam swojej matki. Wciąż jej nienawidzę. Nie wiedziałam wtedy, że jestem herosem. Dopiero później przypadkiem znalazł mnie satyr i zaprowadził do Obozu. Miałam wtedy dziesięć lat. Przez prawie rok byłam nieokreślona i czekałam w domku Hermesa, aż mój tatuś przyzna, że jestem jego córką. Trafiłam tutaj dopiero po drugiej wojnie z Tytanami. Wtedy Apollo musiał mnie uznać.
- Dlaczego nie chciał cię uznać? - spytałem zaintrygowany.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała obojętnym tonem. - Pewnie mu się nie chciało. Albo nie wiedział, że jestem jego córką. Albo się mnie wstydził i nie chciał się do mnie przyznać.
- Za pięć minut gaszę światło! - krzyknął Will na cały domek. Rozległ się chóralny jęk. - Bez marudzenia!
- Więc dobranoc Lucasie - powiedział z uśmiechem.
Odpowiedziałem jej tym samym i odeszła.
 Położyłem się do łózka. Zacząłem wspominać cały dzisiejszy dzień. Niby zaczął się normalnie, ale potem przyjazd Percy'ego, walka z gryfem, przyjazd do Obozu. Poznanie całej prawdy o mnie.
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Miałem pewien sen. I nie był on ani trochę fajny.
~~~~~~
Wiem, że strasznie krótki. Wiem, że jest nudny, nie ma żadnej akcji.

3 komentarze: