Mój przeciwnik upadł. Rozległy się oklaski, okrzyki, ludzie skandowali moje imię. To było cudowne!
- Zemszczę się za to - warknął ostatkiem sił pokonany.
Nie przejąłem się tym. Słyszałem już wiele podobnych gróźb po wygranych walkach. Te walki był częścią obozu, częścią mojego życia.
- Choć stary, już nic tu po nas - zawołał Isaac. Od niedawna zaczął być moim najlepszym przyjacielem. Poza tym, w ciągu miesiąca moje stosunki z Lucy znacznie się poprawiły. Zacząłem być dla niej opiekuńczym starszym bratem, którego zawsze chciała mieć. Wspomniałem już o tym, że Charlotte też jest półbogiem? Córką Demeter. Jej przyjazd do obozu całkowicie mnie zaskoczył. Stanąłem jak wyryty z ustami otwartymi jak ryba. Zostałbym długo w tamtym miejscy, gdyby nie Isaac. Oczywiście próbowałem z nią gadać, podrywać, ale i tak mnie odpychała, mimo że jestem jednym z najlepszych wojowników w obozie.
- Taaa, spadajmy stąd - powiedziałem, wyszliśmy z sali zmierzając w okolice jeziora.
- Muszę przyznać, to była niezła walka - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Niezła? - spytałem ironicznie. - Byłem rewelacyjny! Pokonałem go w niecała minutę.
- Ta jasne. Przechwalaj się dalej.
- No przyznaj, że ta walka była świetna - kłóciłem się.
- Okej, okej. To było genialne - przyznał, aby uniknąć konfliktu. - A teraz zmieniając temat. Co u ciebie i Emmy?
To był dość ciężki temat.
- Słyszałeś którąś z plotek? - pokręcił przecząco głową. - To dobrze. Wszystkie to stek bzdur. No więc, na początku było fajnie. Byliśmy razem i w ogóle. Potem zaczęły się spiny, ciągle się kłóciliśmy. Jednego dnia po prostu postanowiliśmy się rozstać. I to tyle.
- Miłość jest do dupy - stwierdził ze zmęczeniem.
- I mówi to facet, który od pomad roku ma dziewczynę. Której, na marginesie nie miałem jeszcze okazji poznać.
Ta, jasne - mruknął całkowicie ignorując moją wypowiedź. - Idziemy postrzelać?
To pytanie zawsze działało. Zapominałem o wszystkim. Wstałem z ziemi i pomogłem Isaacowi wstać. Pobiegliśmy w stronę strzelnicy, ale tam nie dotarliśmy. Przy wejściu do obozu zgromadziło się mnóstwo osób. To nigdy nie świadczy dobrze.
- Chyba dotarł ktoś nowy - stwierdził Isaac.
I się nie mylił. Satyr bez jednego ucha, wyglądało to na dość świeżą ranę, był podtrzymywany przez kilku obozowiczów. Ale dziewczyna stała spokojnie bez niczyjej pomocy. Była średniego wzrostu około czternastoletnia, miała długie czarne włosy i oczy w kolorze morskiej zieleni. Jej uroda była uderzająco podobna do pewnego chłopaka.
- Jak masz na imię? - zapytał Chejron.
- Mary - odpowiedziała.
- A nazwisko?
- Nie mam pojęcia. Nic nie pamiętam.
- A co... - zaczął pytanie, lecz urwał. Nad głową dziewczyny pojawił się znak. Był to trójząb.
Wszyscy obozowicze zaczęli klękać. Ja także. Wiedziałem jakie znaczenie ma ta chwila dla obozu. Pierwsza półbogini od Posejdona. Mary wyglądała jakby nie zdawała sobie sprawy, dlaczego wszyscy klęczymy. Pewnie tak było.
Zawołano Percy'ego. Kazano mu ją oprowadzić, a nam zająć się naszymi sprawami. Zaczęło się ściemniać, więc postanowiłem wrócić do domku. Tam porozmawiałem z Lucy i poszedłem spać.
Nad ranem obudził mnie krzyk. Obudził też wszystkich z domku Apolla. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zastaliśmy mnóstwo osób w piżamach, a nieliczni mieli na sobie zbroję.
Krzyki dochodziły z domku numer trzy. Wszyscy udaliśmy się tam. To Mary krzyczała. Wykrzykiwała słowa, których nie potrafiłem zrozumieć i widząc twarze zgromadzonych domyśliłem się, że oni też jej nie rozumieją.
Ktoś wreszcie zauważył. Łóżko Percy'ego było całe czerwone, jakby od krwi. Któryś z braci Hood podszedł do łóżka, wziął z niego karteczkę, przeczytał, podał ją komuś innemu i znieruchomiał.
Karteczka przechodziła powoli z osoby do osoby. Wreszcie nadeszła moja kolej. Przeczytałem słowa wolno i dokładnie.
Nie szukajcie go, a przeżyjecie, ale on zginie.
Jeśli postanowicie go szukać i nie znajdziecie w ciągu 72 godzin, zginie i on, i wy wszyscy.
Co wybieracie?